POLISHSEAMEN

Nasze aktualne patrole - BATALIA - ZATOPIĆ TIRPITZA

PL_Mungo - 2 Listopad 2010, 19:45
: Temat postu: BATALIA - ZATOPIĆ TIRPITZA
BATALIA =SH2 vs. DC=


ZATOPIĆ TIRPITZA


KRIEGSMARINE:
Boolo - KMS Scharnhorst
PL_Marco - KMS Tirpitz


RAYAL NAVY:
Adiq - HMS King George V
PL_Szylol - HMS London
PL_Pasterz - HMS Exeter
PL_Mungo - HMS Norfolk



WSTĘP – 8 GRUDNIA 1943 – 5:21

Nie wiem, która jest godzina. Nie jestem w stanie spojrzeć na zegarek. Może dlatego, że jestem zbyt odrętwiały, żeby się poruszyć. Określenie godziny względem słońca też nie wchodzi w rachubę. Przy całkowitym zachmurzeniu i śnieżycy, która rozpętała się niedawno, nie byłoby to możliwe nigdzie na świecie. Jednak tu, na północ od koła podbiegunowego w grudniu panuje tylko i wyłącznie noc polarna. „Niezatapialni”- taki przydomek miała nasza grupa od niemalże dwóch lat. Jednak teraz nasza legenda miała zostać poddana próbie. Próbie, której niewielu sprostało, bowiem na tej szerokości geograficznej wytrzymanie w małej łodzi ratunkowej, na rozkołysanym morzu, w temperaturze -30 stopni, przez dwanaście godzin zakrawało na cud, a przeżycie dnia było niemożliwe. 9 szalup, 4 dowódców, 65 marynarzy z 4 okrętów. Tak odnalazł nas HMS „Diadem”

7 GRUDNIA 1943 – 19:12

Po pięciu dniach rejsu człowiek nie czuje nic. Jeden dzień na Oceanie Arktycznym wystarczy, żeby złamać człowieka, pozbawić go najmniejszych ludzkich odruchów, miłości, współczucia, odwagi czy nawet tchórzostwa. W tym miejscu ludzie po prostu istnieli. Swoje obowiązki wypełniali automatycznie. Nie zważali już na to, co może im się stać. Perspektywa śmierci była równie odległa co powrót do swojej rodzimej wioski gdzieś pod Londynem lub w Walii. A jednak to właśnie ci marynarze począwszy od najmłodszego obserwatora na mostku, aż do najbardziej osmalonego palacza w maszynowni tworzyli trzon tej floty i eskadry. Trzy ciężkie krążowniki: HMS Exeter, HMS London i HMS Norfolk, a niczym starszy brat między nami podążał HMS King George V. Pancernik, który zapoczątkował nową klasę pięciu potężnie uzbrojonych stalowych potworów. Z admirałem Adiquerem Johnsonem- dowódcą naszego okrętu flagowego służę już od 1941 roku, gdy to razem polowaliśmy na „Bismarcka” okrętami, na których tkwimy do dziś. Pozostałych poznaliśmy w dość niecodziennych okolicznościach. Paul Shephard i Sean Collins to dwaj Irlandczycy z Cookstown. Pierwszy z nich objął dowództwo „Exetera” po tym, jak krążownik wrócił do Scapa Flow po bitwie u ujścia La Platy. „Szylol”- taki bowiem przydomek ma dowódca „Londona”, również uczestniczył w pościgu za dumą Kriegsmarine. Zostali przydzieleni do naszej eskadry chwilę po reprymendzie, jaką otrzymali w White Hallu za incydent podczas eskortowania jednego z konwojów. „Reprymenda” jest tutaj dość powściągliwym określeniem. Krzyki admirała sir Johna Tovey’a- dowódcy Home Fleet niosły się daleko po korytarzach budynku. Obaj Irlandczycy wyszli z gabinetu z twarzą nie wyrażającą ani cienia skruchy, może jedynie lekkie rozbawienie. Jednak o historii, która miała miejsce gdzieś na północ od Islandii, nigdy nie wspominali. Tak przedstawiała się nasza skromna eskadra.
- Sir, sygnał od admirała. Ustawić prędkość na 27 węzłów. Kurs 90. Po dojściu do punktu nawigacyjnego 21˚ 28’ E 71˚ 13’N zmienić kurs na 60.
Kiwnąłem głową na znak potwierdzenia. Z Edwardem Hall’em służyliśmy od początku wojny. Wszelkie komendy kierowane w jego stronę były zbędne, bowiem i tak większość czynności obowiązkowych wykonywał, nim zdążyłem wydać rozkaz. „To mnie kiedyś zabije…” pomyślałem sięgając po herbatę. Tylko mój ordynans wiedział, że ilość herbaty jest jedynie symboliczna. Bursztynową barwę płynowi nadawała spora ilość irlandzkiej Bushmills, którą skrzętnie ukrywałem w prywatnych zapasach mojej kabiny. Popatrzyłem przed dziób okrętu. Fala była niewielka, a niebo bezchmurne, jednak widoczność nie przekraczała dwunastu tysięcy jardów. W odległości około 40 mil na północ od nas szedł konwój eskortowany przez trzy niszczyciele. Miał on być przynętą na zdobycz, którą to my mieliśmy upolować.

7 GRUDNIA 1943 – 18:53

- Zmiana kursu na 030. Prędkość 27 węzłów. Włączyć radary! – reflektor sygnalizacyjny na „King George V” zapalał się i gasł pośpiesznie.
- Sir, radar SG włączony, ale nie mamy żadnych kontaktów- głos w słuchawce naszego operatora „genialnego wynalazku” nie rokował wielkich nadziei.
- Jak to nie ma żadnego kontaktu do cholery! Przed chwilą zostaliśmy obramowani!
- Kapitanie, radar nic nie pokazuje. Sprawdzam zasięg zarówno 20 jak i 40 tys. jardów i nic.
Nie jest dobrze. Nieprzyjaciel nas widzi, a urządzenie, które miało nam dać przewagę nie tylko zawodzi, ale jeszcze staje się kolejnym gwoździem do trumny. Ten dzień się nie skończy dobrze…
- Sir, tu radio. Sygnał SOS od HMS Walker: „Jesteśmy pod ostrzałem. Powtarzam, jesteśmy pod ostrzałem”.
Wszystkie oczy na mostku zwróciły się w moją stronę. Coś tu nie gra. Kierunek rozbryzgów wody tworzących się wokół mojego okrętu wskazuje na to, że nieprzyjaciel jest gdzieś na południu lub południowym wchodzie. Tymczasem niszczyciele będące 15 mil na północny zachód od nas zbierają tęgie baty… Czyżby w pobliżu czyhały inne niemieckie jednostki nawodne? Komandor
Dervs- dowódca osłony konwoju jest niesłychanie doświadczonym marynarzem. Eskortował większość statków transportowych idących w kierunku Murmańska i Archangielska. Jeśli są pod ogniem, to wróg poza ściganym przez nas Tirpitzem dowodzonym przez Marco Henigsta i Scharnhorstem pod komendą Adama Boolonwarta musi mieć na tym akwenie conajmniej krążownik.
- Sir, kolejna depesza od „Walkera”. „Kontakt wzrokowy zidentyfikowano: 2 pancerniki kieszonkowe.”- z trzech niemieckich „Deutschlandów” pozostały tylko „Admiral Scheer” i „Lutzow”. Nie ma wątpliwości. Kriegsmarine ma tu trzon swojej floty nawodnej. To nijak nie poprawiło nam nastroju w tę lodowatą arktyczną noc.- „Podaję pozycję: 22˚ 45’ E 72˚ 49’ N. Kotły uszkodzone, ster unieruchomiony. Opuszczamy okręt”.
Więc to tak. Na północny wschód od nas dwa potężne pancerniki kieszonkowe, a na południe od nas krążownik liniowy i pancernik. Boże miej nas w opiece. Poczułem, że ktoś za mną stoi. To był nasz oficer sygnałowy.
- Kapitanie, admirał nakazuje zmienić kurs na 335.
Odwróciłem się w jego stronę. W jego oczach dojrzałem odbicie moich. Dojrzałem pustkę. Skinąłem na Jeffersona- naszego sternika. Bez słów wykonał rozkaz. Wszyscy milczeli. Nadchodzące minuty miały zadecydować o wszystkim.

7 GRUDNIA 1943 – 19:41

Flary. Pojawiły się znikąd. Nie był to Condor. Usłyszelibyśmy go lub chociaż zobaczyli na ekranie radaru. No i Focke Wulf nie zrzuci 6 flar praktycznie w tym samym miejscu i to dokładnie nad naszym „Pasterzem”. Minęła minuta, może nawet nie cała i przed „Londonem” wystrzelił w powietrze słup wody. Zawtórowały mu 3 kolejne. Z czterech luf wystrzelić mógł tylko „Tirpitz”. Komandor Marco Henigst nie będzie marnował amunicji na cel, którego nie jest w stanie dojrzeć. Będzie nas stopniowo nękał. Próbował złamać ducha walki, choć to zostało osiągnięte nim dobrze rozpoczął się ten dzień. Kolejna salwa spadła przed „Londynem” idącym na lewej flance. Dzięki Bogu, że „Szylol” Collins nie jest tchórzem. Nie pierzchnie w bok przestraszony przez byle 20-metrowy słup wody. Huk rozdarł nocną ciszę dotychczas przerywaną jedynie hałasem wentylatorów zasysających powietrze do kotłowni. Za mostkiem „Londynu” spadł pocisk, który wysadził trzeci komin. Reflektor sygnalizacyjny obudził się do życia. Szylol meldował ciężkie uszkodzenia. W tym momencie rozległ się krzyk pełen ekscytacji:
- Sir, tu radar, namiar prawo 30 i prawo 35. Dwa wrogie okręty. Odległość 16 tys. jardów.
- Przyjąłem. Radio, przesłać kontakt pozostałym jednostkom.
Po chwili chorągiewki sygnalizacyjne załopotały na wietrze. Rozkaz natychmiastowy brzmiał: „otworzyć ogień do najbliższego celu”. 2 minuty- tyle trwał ostrzał jednego z Deutschlandów. Chwilę później „London” nadesłał depeszę „Dwa kontakty na południowym zachodzie. Odległość 16 tys. jardów oraz 17 tys. jardów…”. Niemal natychmiast cała eskadra zmieniła kurs na południe. Konwój na północy był już stracony. „Scheer” i „Lutzow” kończyły swe dzieło zniszczenia wśród transportowców. Ich już nic nie było w stanie powstrzymać. Ale celem naszej misji było zniszczenie Tirpitza i Scharnhorsta. To one stanowiły największe zagrożenie dla Home Fleet i dlatego też to zadanie zostało powierzone nam. Jednak tym razem szczęście nas opuściło…

7 GRUDNIA 1943 – 19:53

„Wieża B unieruchomiona, wieża Z uszkodzona, ster uszkodzony, nabieramy wody”- wszyscy na mostku spojrzeli na siebie z przerażeniem. „King George V” został wyłączony z bitwy. To było pewne. Tylko kwestią czasu pozostawał rozkaz opuszczenia okrętu. Z mojej strony ledwie widziałem pancernik. Nieprzyjaciel nie musiał jednak już oświetlać nas flarami. Gdy jeden z okrętów płonie, tak jak to obecnie było z „Londonem” dodatkowa iluminacja jest zbędna. Wszystko widać jak na dłoni. Oni też nie mogli pozostać na swojej jednostce długo. Pozostałem ja i „Exeter”. Na szczęście nieprzyjaciel też stracił już jeden ze swoich okrętów. „Scharnhorst” ciągle mając prędkość około 5 węzłów wrzynał się coraz głębiej pod wodę. Komandor Boolowart miał pecha, gdyż to na nim początkowo skupiliśmy ogień całej naszej eskadry. Teraz idące w linii dwa krążowniki stawiały czoła pancernikowi. To nie była już bitwa. To miała być egzekucja. Wiedzieliśmy, że wielu z nas tego nie przeżyje, jednak żaden z marynarzy nie opuścił swojego posterunku. Chwilę później 15-calowy pocisk rozerwał się tuż obok wieży Y. Kotły wyleciały w powietrze. Wieża druga od uderzenia kolejnego pocisku wypadła z barbety.
- Panowie, to był zaszczyt służyć z wami. Radiooperator, nadać sygnał SOS. Podać naszą pozycję najbliższym jednostkom. Opuścić okręt! – spojrzałem dookoła. Dziób stanął w płomieniach. Pośpiesznie spuszczano szalupy.
HMS „Exeter” wciąż ciął dziobem wodę. Komandor Shephard wiedział, że skończy podobnie jak my, lecz nie poddał się. „Tirpitz” zniknął z pola widzenia. O 20:17 oba zarówno „Exeter” jak i „Norfolk” chyląc się na boki zostały pochłonięte przez lodowate wody Oceanu Arktycznego.
PL_Andrev - 2 Listopad 2010, 20:06
: Temat postu: Re: BATALIA - ZATOPIĆ TIRPITZA
PL_Mungo napisał/a:
RAYAL NAVY:
PL_Pasterz - HMS Exeter

HMS „Exeter” wciąż ciął dziobem wodę. Komandor Shephard wiedział, że skończy podobnie jak my, lecz nie poddał się.


:schock
:lol :lol :lol :lol :lol

:piwko:
PL_Marco - 4 Listopad 2010, 14:34
:
Dobra zapowiadany pliczek.
Doradzam żeby zrobić sobie kopię gry (przenieść cały katalog)
na wypadek gdyby się to nie spodobało.


http://plu96.ayz.pl/kamil...yer_Command.exe


Plik wazy 9,01 MB (bajtów: 9 458 386)
jest w formie instalatorka.