Uwaga ! Uwaga !
W dniu 29 grudnia 2019 roku zmieniliśmy silnik naszego forum PoilshSeamen.
Ze względu na to że dotychczas używany silnik był przestarzały (pracował od maja 2005 roku), był pełen luk i błędów, podjęliśmy decyzję o zamknięciu tego forum i otwarciu nowego.
Stare (to) forum jest dostępne "tylko do odczytu". Nowe zaś wymaga ponownego zarejestrowania użytkownika.
Adres się nie zmienia. Dalej jest to
- Chwila, poruczniku. Jest godzina 11:00. Chce mi pan powiedzieć, że stoczniowcy, zdołali już wyprostować nasze wyrzutnie rufowe na tyle, żeby wyłuskać z nich torpedy?! – Hardy, idąc obok Rozinskiego, z niedowierzaniem kręcił głową – Czy w rozkazie napisano w jakim celu zabierają nasze torpedy? Zaakceptował i wykonał pan rozkaz?
-Nie, sir. Grałem na zwłokę. Znaczy powiedziałem, że "oczywiście" i "zajmiemy się tym". Tym zacinaniem się torped tłumaczyłem opóźnienie, ale to gra na czas... - powiedział Rozinski, rozejrzał się i kontynuował - Opowiedziałem też legendę o torpedach wyciąganych z okrętu, ale nic to nie dało. Dowiedziałem się tylko, że załodze portowej* i ekipom te torpedy będą przeszkadzały w pracy. Tu trzeba by decyzji kogoś ze sztabu komandora Edmundsa... może wystarczyłaby też decyzja kogoś od naszego komandora.
*załoga przejmująca okręt podczas postoju w porcie/napraw
- Dobrze pan zrobił, poruczniku. Zyskał pan dla nas trochę czasu do namysłu. A to, że pan sprzedał naszą legendę chłopakom z bazy, to wprost bezcenne… jeśli komandor Edmunds usłyszy ją od swoich ludzi, a nie od nas, a nasz „stary” od Edmundsa, wszystko może wyda się bardziej prawdopodobne…
James zamyślił się nad słowami Rozinskiego. Obaj oficerowie szybkim krokiem przemierzali portowe uliczki, napawając się dawno nie zażywaną przyjemnością spaceru po stałym, solidnym gruncie. Gdy wychodząc zza kolejnego zakrętu ujrzeli w oddali stojącą przy nabrzeżu Hoe, Hardy miał już jasny pogląd na sytuację.
- To święta racja, że torpedy tkwiące w wyrzutniach w trakcie prowadzonego remontu kadłuba, będą chłopakom z bazy przeszkadzały, a nawet powiedziałbym, że mogłyby stanowić zagrożenie bezpieczeństwa. Nie ma sensu dłużej upierać się przy swoim i iść w zaparte. Komandor Edmunds trzyma bazę twardą ręką, więc jego podwładni zrobią wszystko, aby wykonać jego rozkazy co do joty. Jak narobimy dymu odmawiając wydania torped, możemy tylko wzbudzić podejrzenia.
Hardy spojrzał spod oka na idącego obok Rozinskiego. Ten, w rytm stawianych kroków kiwał zdecydowanie głową, jakby potwierdzając słuszność dotychczasowego wywodu kapitana.
- Zatem poruczniku, niech pan wyda torpedy na barkę jeśli tylko dadzą się wyjąć. I od teraz w pełni współpracujemy z załogą bazy. Ostatnia rzecz jakiej możemy spróbować to sprawić, aby traktowali te rybki jak nasze. Przy wyjmowaniu opiszcie każdą z nich białą farbą, na przykład „Od Hoe – za Pearl”, czy coś w tym stylu. Niech pan też wciśnie na barkę ze dwóch naszych torpedystów, aby popłynęli z nimi, pomogli ustawić w magazynie i troskliwie je „zabezpieczyli” plandeką – tu Hardy łobuzersko mrugnął do Rozinskiego – a ja spróbuję poprosić dowódców, aby nasze pociski wróciły na nasz pokład po jego remoncie. Ha! Być może będą już znali legendę, z powodu której tak się przy tym upieramy!? – James z trudem powstrzymał się, aby nie klepnąć podwładnego po przyjacielsku w plecy – Co pan na to, poruczniku? Jeśli popełniam gdzieś błąd, niech pan mnie prostuje bez skrupułów!
-Widzę jeden problem, sir. Torpeda to droga zabawka i w magazynie one nie zbierają tylko kurzu. - powiedział Rozinski - Załóżmy, że torpedy trafią do magazynu i będziemy mieć zgodę na to, że potem je pobierzemy. Przy każdym wydawaniu torpedy ta jest sprawdzana przez kilka osób, z których każda potwierdza, że broń jest sprawna. Jak wydadzą nam torpedy w poniedziałek rano, to może ktoś podpisze wydanie sprawnej torpedy "na odczepnego", ale jak ktoś przyłoży się, aby sprawdzić torpedę i wykryje, że w głowicy brakuje zapalnika magnetycznego? Możemy zagrać głupiego, sir - ciągnął dalej Rozinski - Ale wówczas wyjdzie, że mieliśmy sabotaż na okręcie i nasze torpedy nie wybuchały, bo nie miały zapalnika. Wówczas sztab rozpocznie całe śledztwo, a potem.... Sir, jak zabrniemy w to za daleko, możemy mieć większe kłopoty, niż przyznając się.
- I zapewniam pana, poruczniku, że nie zamierzam brnąć w to za daleko. Cieszę się, że mnie wspieracie w tym, że próbujemy „po cichu” wypłynąć z naszymi zdekompletowanymi torpedami. Nikomu krzywdy nie robimy. Wykręciliśmy magnetyki kierując się chęcią uniknięcia przedwybuchów i „znikających torped”. Przynajmniej z przedwybuchami się udało. Intencje mieliśmy dobre. I niech pan zauważy, że na razie nikogo nie okłamaliśmy. A teraz zobaczymy. Jak nam się uda i magazyn nie sprawdzi naszej piątki zbyt dokładnie, to zabieramy je na pokład i po cichu znikamy. Jeśli natomiast sprawa się wyda i padną pytania, nie będziemy kręcić. Jeśli sprawa się wyda, idę na szczerą rozmowę do Longstaffa, czy kto tam mnie wezwie. Przyznaję się i biorę winę na siebie, bo to moje niedopatrzenie i mój rozkaz spowodował, że nasze zapalniki magnetyczne zniknęły w falach oceanu. Spróbuję się wytłumaczyć i ewentualnie poniosę konsekwencje. Niech pan się nie martwi. Jasno oświadczę, że jedynym „sabotażystą” na naszym okręcie byłem ja.
-Oczywiście, sir - powiedział Rozinski - Biorę na siebie torpedy na okręcie. Postaram się te napisy nanieść tak, aby w magazynie myśleli, że były pomalowane na okręcie podczas rejsu, sir.
Zaraz po tych słowach oficer zabrał się do pracy zostawiając kapitana z decyzją, czy wracać do dowódcy, czy też zwrócić z tym bezpośrednio do "Shorty'ego".
James odprowadził wzrokiem wchodzącego na pokład Hoe oficera uzbrojenia.
„Jednak los przysłał do mojej załogi porządnych ludzi.” – pomyślał – „Ten Rozinski to łebski gość. Ma rację. Trzeba od razu zgłosić, że chcemy dostać z powrotem nasze torpedy. Jeśli przypadkiem trafią bez tych zapalników na inny okręt, to dopiero może się zrobić afera. Na całą Flotyllę!”
Dźgnięty tą nieciekawą wizją, Hardy obrócił się na pięcie i ruszył szybkim krokiem, ponownie oddalając się od okrętu. Po kilkuminutowym marszu zameldował się w biurze dowódcy Bazy Okrętów Podwodnych, komandora Charlesa „Shorty’ego” Edmundsa. Był przekonany, że dowódca bazy będzie najwłaściwszą osobą do złożenia prośby. Ponieważ u komandora ktoś był, dyżurny podoficer wskazał Jamesowi stojące pod oknem krzesło i poprosił o chwilę cierpliwości.
Hardy musiał długo czekać, gdyż poprzedni gość musiał się zasiedzieć. Hardy czekał i czekał. Do biura przybył jakiś cywil w garniturze, który powiedział, że jest umówiony z komandorem na pierwszą. Hardy spojrzał na zegarek. Zbliżała się pierwsza, a czas leciał do przodu jak szalony i wiele wskazywało, że będzie musiał przeczekać także i następnego gościa. Była 12:58, gdy drzwi biura otworzyły się, otwarte osobiście przez komandora, a z biura wyszedł nieznany Hardemu dwugwiazdkowy generał, żegnając się z komandorem i dziękując mu za poświęcony czas, na co komandor odparł:
-Zrobimy wszystko co w naszej mocy, panie generale.
Gdy generał ruszył w stronę wyjścia, przy asyście adiutanta komandora, komandor wyszedł z biura kierując się ku cywilowi i wyciągając rękę.
-Witamy na Hawajach, ciesze się, że mógł przybyć tak szybk...o... - zająknął się, gdy wymienił uścisk dłoni z cywilem i zauważył Hardego. - Przepraszam na chwilę - powiedział i spojrzał na zegar i znikającego za drzwiami adiutanta, po czym zapytał Hardego:
-Był pan ze mną umówiony, komandorze podporuczniku? Myślałem, że poza panem Sullivanem nikt nie będzie czekać.
Hardy zasalutował z szacunkiem, po czym odpowiedział:
- Nie byłem umówiony, panie komandorze. Ale mam jedną, krótką, ważną dla mojej załogi sprawę. Dość pilną. Dosłownie na pięć minut. Byłbym bardzo wdzięczny, gdyby zechciał pan mnie wysłuchać. Jeśli jednak teraz jest to niemożliwe, proszę o wyznaczenie mi terminu, w którym, będę mógł się zameldować.
-Trzy minuty - powiedział komandor i zwrócił się do swojego gościa - Bardzo przepraszam, mógłby pan wejść do gabinetu i się rozgościć? Zaraz do pana dołączę - powiedział wprowadzając gościa do biura, po czym zamknął drzwi i podszedł do Hardego.
-Pan Sullivan przybył, aby pomóc z problemem z torpedami, a jeszcze kroi się szalony pomysł sztabu, więc mówcie, o co chodzi, bo przez najbliższy czas będę raczej zajęty.
- No to ja też w sprawie torped. Krótko. Oddajemy do magazynu pięć torped, jakie nam pozostały po patrolu w uszkodzonych wyrzutniach. To dla bezpieczeństwa prac remontowych na okręcie – Hardy mówił wyraźnie i między kolejnymi myślami robił krótkie przerwy dla wyrazistości. Starał się, wypowiadać jasno, aby nie marnować czasu komandora na ewentualne wyjaśnianie swoich nieprecyzyjnych sformułowań.
- Moja załoga wzięła sobie za punkt honoru, aby te torpedy zostały wystrzelone właśnie przez nas. Są opisane przesłaniem dla Japończyków, wychuchane i oswojone.
Bardzo proszę, panie komandorze, o pańską zgodę, aby wśród torped jakie zabierzemy na następny patrol było również właśnie tych pięć naszych.
Może to wydać się śmieszne, ale pan wie, jak ludzie potrafią przywiązać się do pewnych myśli. Ja sam też chciałbym właśnie te torpedy przesłać Japończykom. To sobie obiecaliśmy.
Jeśli pan się zgodzi, proszę tylko o krótki rozkaz na piśmie w tej sprawie. Już moje chłopaki za pańskim pozwoleniem przypilnują sobie tych torped i nie stracą ich z oczu. A panu nie będziemy już w niczym przeszkadzać.
James włożył w tą prośbę cały swój dar przekonywania i połowę pasji. Zerknął na wiszący na ścianie zegar. Jego wypowiedź zajęła minutę. Pozostały więc dwie. Spojrzał wyczekująco w twarz komandora.
-Ile jest tych torped? - zapytał komandor, a usłyszawszy, że pięć, miał minę, jak sąsiad, któremu mówi się, że jest winny pieniądze, po usłyszeniu, że chodzi o jednego dolara. Akurat wszedł też adiutant, wiec komandor zwrócił się do niego:
-Johny, z Hoe dostarczą listę torped z numerami seryjnymi. Przygotuj dokument, że te torpedy mają nie być wydawane innym okrętom, a Hoe przy kolejnym wyjściu w morze. Jutro go podpiszę. Przypomnij mnie o tym, jakbym zapomniał, Johny. - po czym zwrócił się do Hardego - Komandorze podporuczniku. Niech wasz oficer dostarczy tą listę torped jeszcze dziś. A teraz wybaczcie, ale mam więcej torped na głowie. - powiedział i zebrał się do biura, gdzie czekał na niego jego gość.
Po powrocie na Hoe, kapitan wezwał znów swoich trzech „spiskowców” i przedstawił im sytuację. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że zrobili wszystko co mogli, żeby sprawa zapalników nie została wykryta. Trzeci oficer dostał rozkaz natychmiastowego spisania numerów seryjnych torped i natychmiastowego dostarczenia ich listy do biura komandora Edmundsa. Teraz już mogli tylko mieć nadzieję, że wszystko ułoży się po ich myśli. Zastanawiali się też, po zdaniu przez kapitana relacji z wizyty u dowódcy bazy, co to za zamieszanie dotyczące torped szykuje się w marynarce i na czym miałby polegać „szalony pomysł sztabu”, o którym wspomniał „Shorty”.
-Słyszałem, że podobno chcą wysłać okręty na wody, na których dotąd nie operowaliśmy - powiedział Walter - Chyba nie chcą nas wysłać na jakieś płycizny wokół Japonii. To byłoby samobójstwo.
Gray dodał - A może wreszcie dostarczono te torpedy elektryczne i chcą przeprowadzić jakiś atak z ich użyciem, aby wróg uznał, że to były miny, nie torpedy?
Rozinski wtrącił też swoje trzy grosze: - Pewnie chcą powtórzenia Japońskich i Niemieckich ataków na kotwicowiska. Łącząc te fakty, torpedy elektryczne i płycizny... Z jednej strony szalone... z drugiej. Czy my nie stawialiśmy min praktycznie pod samym portem?
Walter dodał:
-Ale nie w samym porcie.
- A swoją drogą to chciałbym się dowiedzieć czy coś się na te nasze miny nadziało… - powiedział James, choć wiedział, że najprawdopodobniej nigdy się tego nie dowie. Siedzieli na dziobie Hoe w rozpiętych bluzach mundurowych i delektowali się spokojem słonecznego dnia. Barka torpedowa dawno odpłynęła od ich burty odwożąc torpedy do magazynu. Załoga krzątała się, pakując worki żeglarskie. Jutro wszyscy mieli przenieść się do hotelu Royal, pozostawiając Hoe w rękach załóg portowych i ekip remontowych. Najbliższe dni mieli spędzić z dala od wojny, choć wiedzieli, że ta prędzej czy później się o nich upomni. Hardy wstał i przeciągnął ramiona.
– Panowie, dość o służbie. Mamy czas odpoczynku. Spróbujmy przez te kilka dni cieszyć się życiem, odpocznijmy psychicznie i naładujmy nasze prywatne akumulatory przed następną wyprawą. Popłyniemy i tak tam, gdzie zostaniemy wysłani, nie ma co teraz się nad tym głowić. Jestem dziwnie spokojny, że zbyt długo tu miejsca nie zagrzejemy. Najwyraźniej coś się szykuje.
Wojna jednak nie dała o sobie zapomnieć. Zaczęło się dowcipnie, gdy przed kroniką filmową mogli obejrzeć "przechwycony japoński materiał propagandowy", a zwłaszcza fragment o japońskiej marynarce (patrz 5:00, jakby co - dop. Finek). Jednak drugiego dnia przepustki Hardy, wraz z Rozinskim dostali rozkaz zgłoszenia się do komandora Longstaffa.
Gdy obaj dotarli pod okręt-bazę i opuścili samochód, obaj zastanawiali się, czy przypadkiem ich szwindel nie wyszedł na jaw. W końcu wezwanie dowódcy i oficera odpowiedzialnego za torpedy mogło znaczyć tylko jedno.
Gdy Longstaff zaprosił obu do biura emocje sięgały zenitu, choć obaj z zewnątrz wyglądali na spokojnych. Komandor poprosił obu aby usiedli i powiedział:
-Panowie. Z dwóch udanych ataków torpedowych, nieudane podejście pomijam, jeden był skuteczny, drugi, a w zasadzie pierwszy, mniej. - tu spojrzał na dokumenty - Jak napisał pan w raporcie " Z wystrzelonych sześciu torped, cztery nie eksplodowały. Za dużo na pudła." Kontradmirał jest tą częścią raportu bardzo zaniepokojony. Jeden japoński frachtowiec uciekł, gdyż był jakiś problem. Jak widać na przykładzie drugiego ataku, gdzie wszystko poszło idealnie, torpedy zadziałały prawidłowo. Tutaj jednak coś poszło nie tak. - spojrzał na kartkę i jakby z niej ni to czytał, ni wyrywał fragmenty - Ocena celu, działanie torped, cokolwiek. - wrócił spojrzeniem na Hardego i Rozinskiego - Wiem, że od tego ataku minęło sporo czasu, ale potrzebuję jak najwięcej informacji, które nie znalazły się w raporcie. Na jaką głębokość były nastawiane, jaki był rozstaw salwy, czy działania serwisowe przed lub po tym ataku nie wykazały jakiś nieprawidłowści*.
*Q'bik. O ile rozstaw to tylko fragment fabularny (i możesz go pominąć), to pytanie na które Komandor chce uzyskać odpowiedź od ciebie to "głębokość biegu", a od Rozinskiego "problemy serwisowe" (ale wypowiadasz się pierwszy)
Finek. Mój nick to Qbik. Nie „Q’bik”. Po prostu. Bez apostrofa. Zwykły sześcian. Kostka taka.
Znaczy jak się pomylisz, nie ma sprawy ani afery. Tylko żebyś wiedział.
- Jak pan wie, panie komandorze, w trakcie rejsu mamy bardzo dużo czasu, w którym nic się nie dzieje. W ramach zagospodarowania tego czasu, ja akurat robię sobie dokładne, bieżące notatki, które wykorzystuję później do sporządzenia raportu z patrolu. A raport sporządzałem przedwczoraj, więc wszystko mam w głowie na świeżo.
Hardy zmarszczył brwi przypominając sobie dokładnie moment odpalania torped do obydwu frachtowców w dniu 15 maja.
- Podchodziliśmy w wynurzeniu, w nocy… namierzałem przez TBT, zatem obraz był dość wyraźny… duży frachtowiec szedł z tyłu, mały przed nim, więc wziąłem na cel najpierw ten duży, odleglejszy, aby torpedy mogły uderzyć w oba cele jednocześnie… tak, pamiętam. Do dużego poszły trzy torpedy na głębokości 6 stóp, z odchyleniami minus dwa – zero – plus trzy. Do małego odpaliłem dwie, nastawione na głębokość 3 stóp, z odchyleniami minus jeden – zero.
Hardy powoli kiwał głową zapatrzony w swoją wizję. Po krótkiej chwili podjął relację:
- Gdy po zanurzeniu, już w świetle flar, obserwowałem sytuację przez peryskop, mały frachtowiec gwałtownie zmienił kurs prosto na nas. Przez chwilę pomyślałem wtedy, że chce nas taranować, jednak był na to w zbyt dużej odległości. Teraz myślę, że mógł to być unik przed naszymi torpedami. Tymczasem większy frachtowiec pomimo dwukrotnego trafienia utrzymywał poprzedni kurs, więc postanowiłem władować mu jeszcze torpedę z „szóstki”. Ta poszła również na głębokości 3 stóp, bez żadnego odchylenia. Cel był wtedy na namiarze 70°, w odległości około 1,5 mili. Po jej wystrzeleniu eskortowce zaczęły kierować reflektory w naszą stronę, więc musiałem zanurzyć okręt. Niestety w przewidzianym czasie wybuchu torpedy nie usłyszeliśmy.
James zakończył relację z ataku. Spojrzał na komandora, potem na Rozinskiego i głęboko odetchnął.
„No, teraz najgorsze. – pomyślał – Mam nadzieję, że to ostatni raz, kiedy muszę okłamywać swego dowódcę. Jednak muszę to zrobić, aby chronić swoich oficerów.”
- Jeśli chodzi o działania serwisowe przeprowadzane na torpedach, to żadnych nieprawidłowości nie było. Torpedy były w stanie doskonałym przed każdym atakiem. Wiem to na pewno, gdyż w tym rejsie całkowicie przejąłem obowiązki trzeciego oficera w zakresie przepisowych przeglądów i konserwacji torped. Ponieważ na pokładzie mieliśmy ich jedynie 14, uznałem, że to dobra okazja abym – jako dowódca – dokładnie poznał obsługę własnej broni z detalami. Wydałem polecenie, aby oficer uzbrojenia w tym rejsie pozwolił mi przeprowadzać te czynności bez jego udziału i całkowicie sam dokonywałem przeglądów i konserwacji, nawet nieco częściej niż jest to przewidziane w instrukcji. Przy okazji nasi torpedyści mieli dodatkową gimnastykę i większą atrakcję, wyciągając torpedy z wyrzutni i wkładając je tam ponownie „dla samego pana kapitana”… A tak po cichu, za każdym razem gdy odsyłałem ich na koje, aby móc spokojnie przeprowadzić przewidziane czynności, mierzyli mi czas jaki mijał zanim wezwałem ich ponownie do załadowania torpedy w wyrzutnię. I powiem nieskromnie, że robiłem niezłe postępy! - Hardy uśmiechnął się nieco wymuszenie i dokończył: - Tak, panie komandorze. Torpedy na pewno były w doskonałym stanie.
-Dlaczego puszczaliście torpedy tak płytko? - zapytał komandor - Im płycej, tym mniejsze szkody wyrządzi torpeda. Czy podobnie wyglądał ten drugi, skuteczniejszy atak?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum