Uwaga ! Uwaga !
W dniu 29 grudnia 2019 roku zmieniliśmy silnik naszego forum PoilshSeamen.
Ze względu na to że dotychczas używany silnik był przestarzały (pracował od maja 2005 roku), był pełen luk i błędów, podjęliśmy decyzję o zamknięciu tego forum i otwarciu nowego.
Stare (to) forum jest dostępne "tylko do odczytu". Nowe zaś wymaga ponownego zarejestrowania użytkownika.
Adres się nie zmienia. Dalej jest to
#1 Wysłany: 22 Wrzesień 2015, 13:15 Admiralski okręt podwodny
ODCINEK 1: DAVAO
28 czerwiec 1942, Fremantle, Dzień 1
O północy wyruszyliśmy z Fremantle na mój czwarty patrol, pierwszy jako dowódca USS Grayling, okrętu na którym pół roku temu Admirał Nimitz obejmował dowództwo floty Pacyfiku. Ile to zmieniło się od tego czasu. Bitwa na Morzu Koralowym i Bitwa pod Midway zatrzymały Japończyków, jednak sytuacja cały czas jest niepewna.
Moim pierwszym zadaniem na tym patrolu jest dostarczenie zaopatrzenia dla partyzantów na wyspie Davao. Mam dwa tygodnie, aby tam dotrzeć.
3 lipiec 1942, Ocean indyjski, Dzień 6
Otrzymaliśmy informację, że Japończycy wylądowali na Guadalcanal. Ciągle jednak to żółtki mają inicjatywę.
10 lipiec 1942, Morze Molucca, Dzień 13
Lekka mgła unosi się nad morzem przez cały dzień, ochraniając okręt przed oczami obserwatorów. Idealna pogoda, aby zbliżyć się niezauważenie do Davao
11 lipiec 1942, Zatoka Davao, Dzień 14
Wreszcie, po pokonaniu 3877 mil dotarliśmy do celu. Tuż po północy przystąpiliśmy do rozładunku i niezauważenie wycofaliśmy się. To pełen sukces. Tuż przed świtem nawiązaliśmy łączność z dowództwem i wtedy spadł grom z jasnego nieba....
Bandar Seri Begawan..... Ta nazwa odcisnęła na mnie swoje piętno. Prawie tam utraciłem Łososia z całą załogą. Ten port na Borneo ma bardzo dobre ułożenie obronne. Prowadzi do niego tylko 1 głęboki kanał, a tak to wody wokoło są płytkie... I znów mam powtórzyć numer z maja? Nie wiem, czy mam tyle szczęścia...
12 lipiec 1942, Morze Sulu, Dzień 15
Dzień zapowiadał się spokojnie, jakby zbierając napięcie przed wyprawą do portu, którego nazwy nie znoszę. Bandar Seri Bagawan.... Im bardziej zbliżaliśmy się do portu, tym bardziej czułem niepokój. Ostatnio ledwo uszedłem z życiem.
Moje przemyślana przerwał meldunek wachty: "Zauważono statek"
Tak bardzo przejąłem się tą misją, że zapomniałem, że oprócz zadań specjalnych mamy też prowadzić nieograniczoną wojnę podwodną. Szczęśliwie japoński, duży frachtowiec, zbliżał się z przeciwnej strony. Rozkazałem zanurzyć okręt i podszedłem na 2000 jardów. Była równo 14:00, gdy odpaliłem salwę 4 torped. Gdy torpedy zbliżały się do burt wrogiej jednostki, japsy musieli zauważyć torpedę i rozpoczęli ostry zwrot. Tylko jedna z czterech torped trafiła w dziób.
Cel wyraźnie zwolnił, ale jedna torpeda kontaktowa w burtę to niezbyt dużo. Ponieważ ciągle zbliżaliśmy się i odległość do celu spadła do pół mili, poleciłem wystrzelić dwie kolejne torpedy. Jedna z nich trafiła w rufę celu, a kolejna w śródokręcie.
Dwa kolejne trafienia w burtę, to było już za dużo dla 8000 BRT. Statek szybko przewrócił się na burtę i zniknął pod wodą, pozostawiając na powierzchni tylko szczątki i szalupę z rozbitkami.
Atak został przeprowadzony w zadowalający sposób. Już sam fakt, że zapalnik kontaktowy zadziałał przy każdym trafieniu podbudował moje zaufanie do torped, po tym, co wyprawiało się zimą i wiosną. Żałuję tylko, że cel nie zatrzymał się, abym mógł posłać torpedę z zapalnikiem magnetycznym z rufy, aby określić, co z zapalnikami. Szkoda, że brakuje nam torped, aby sprawdzić je w praktyce, bo mądrale z USA chyba testują inne torpedy.
Po zatopieniu celu jak najszybciej opuściliśmy obszar ataku, wznawiając kurs w kierunku Morza Południowochińskiego i złowrogiego portu na wybrzeżu Borneo... Czy tym razem też dam radę? To chyba najgorszy port dla infiltracji okrętem podwodnym... Ale muszę dać radę!
14 lipiec 1942, Podejście do Bandar Seri Begawan, Dzień 17
Na naradzie oficerskiej ustaliliśmy, że podejdziemy do portu w nocy, zbliżymy się zanurzeni za dnia, aby dokonać dobrego zdjęcia i nocą wycofamy się... Co może pójść nie tak? ... Tylko wykrycie przez Japończyków. To prawie 100 mil do głębiny od lądu.
Dochodzi 11:00. Okręt prawie szoruje po dnie, a jesteśmy na głębokości peryskopowej. Na horyzoncie po podnoszeniu peryskopu widać dwie jednostki patrolowe, kieruję się między nie.
13:00. Dotarliśmy na odległość torpedy od redy. W porcie widać dużo zbiornikowców. Ledwo zrobiłem zdjęcie i zaczęło się gorąco. Jeden z niszczycieli dostrzegł peryskop. Serce mi stanęło. Rozkazałem wystrzelić wszystkie możliwe torpedy, ale wymanewrował je. Jedna trafiła w jakiś cel w porcie, ale nie wiem, czy zatonął.
13:17. Uff. Jest lepiej, niż myślałem. Po pierwszym ataku niszczyciel nas zgubił i rzuca bomby na chybił trafił. Mamy znów więcej szczęścia jak rozumu. Chyba ktoś na górze nad nami czuwa...
13:37. Nic tylko przeklinać. Czy nas wykrył, czy przypadkiem weszliśmy mu pod nóż... Dość, że nas wykrył i bomba trafiła bardzo blisko rufy. Kadłub jest pęknięty i woda wlewa się w bardzo szybkim tempie. Nie możemy już nic zrobić. Trzeba wynurzyć okręt.
13:40. Ostatni wpis.
Okręt na powierzchni, załoga opuszcza tonącą jednostkę. Japończycy strzelają...
Imię: Jacek
Ulubiona Gra: Silent Hunter III Pomógł: 29 razy Wiek: 49 Dołączył: 28 Gru 2008 Posty: 4428 Skąd: Będzin
#4 Wysłany: 27 Wrzesień 2015, 16:45
Smutny koniec
_________________ "Mówię tylko do tych, którzy chcą mnie słuchać
Ci, którzy nie chcą nie obchodzą mnie.
Po co mam czas tracić na mówienie do ściany
ściana i tak zawsze swoje wie"
Niestety.... Detal, że jakbym grał "na grę"... to zatapianie mnie przez ten niszczyciel (nie mógł trafić mnie!) trwało 50 minut! I bym z działa go rozstrzelał.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum