Uwaga ! Uwaga !
W dniu 29 grudnia 2019 roku zmieniliśmy silnik naszego forum PoilshSeamen.
Ze względu na to że dotychczas używany silnik był przestarzały (pracował od maja 2005 roku), był pełen luk i błędów, podjęliśmy decyzję o zamknięciu tego forum i otwarciu nowego.
Stare (to) forum jest dostępne "tylko do odczytu". Nowe zaś wymaga ponownego zarejestrowania użytkownika.
Adres się nie zmienia. Dalej jest to
#1 Wysłany: 9 Październik 2017, 21:22 Feldfebel Frank von Kanaron (Kanaron)
W obozie Frank miał masę roboty i nawet nie znalazł czasu, aby opieprzyć technicznych. Możliwość skorzystania ze stacjonarnego warsztatu była wystarczającym zadośćuczynieniem... przynajmniej na chwilę. Frank zabrał się do naprawy radia. To on zaczął tą pracę i chciał ją skończyć. Wreszcie praca była zakończona. Frank podpiął radio do zasilania i z radością usłyszał, że działa ono poprawnie.
-No, to teraz... - zaczął mówić do siebie, gdy podbiegł do niego jakiś żołnierz:
-Feldfeblu von Kanaron. Leutnant Wunsch kazał panu natychmiast przyjść.
Nie mając czasu na ogarnięcie się (które wymagałoby długiego czasu), Frank szybko poprawił mundur i udał się do namiotu dowódcy.
Przed namiotem spotkał Feldfebla Ralfa Gofersteina, który również zmierzał do dowódcy. Ralf najwyraźniej wykorzystał ta chwilę, aby się obmyć i ogolić, bo wyglądał o wiele lepiej od pobrudzonego Franka. Von Kanaron jednak robił dobrą minę do złej gry. Przynajmniej dowódca zobaczy, że on pracował, odkąd tu dotarli. Obaj Feldfeble zameldowali się dowódcy, który powiedział:
- Panowie, jest sprawa.. - Wunsch zrobił krótką pauzę opuszczając wzrok na katry zapisanego maszynowym drukiem papieru.
- Jeden z was otrzymał przydział do dowodzenia plutonem. Pismo przyszło z góry od tych gryzipiórków, którzy to znają się na wojnie tylko w teorii. Z tego powodu nie zgadzam się z zawartą tam decyzją.
Wunsch podniósł papier na wysokość oczu, druga ręką zaś w charakterystyczny sposób "strzelił" posrebrzanym "ronsonem" wydobywając z niego spokojny płomień. Chwilę później przyłożył zapalniczkę do karty papieru i ogień leniwie objął dokument.
Schował ronsona, płomienie powoli pożerały tak powszedni w tych czasach twór z celulozy. Wyciągnął cygaro i odpalił od płonacego dokumentu.
- I powiem wam panowie, że za cholerę się z tym nie zgadzam - Podniósł wzrok i kolejno spojrzał im prosto w oczy.
- powiedzcie mi teraz, czy się myliłem, czy może gryzipiórki ze sztabu miały rację. Dlatego po kolei: Dlaczego Ralfie Gooferstein chcecie zostać dowódcą plutonu "B"
- i to samo pytanie:
Dlaczego Franku Kanarononie chcecie zostać dowódcą plutonu "B"
Yannik podał im czyste karty i ołówki.
Widzę was tu za 10 minut! Odmaszerować!
Resztki tlącego się papieru powolnym lotem osiadły na ziemi.
Gdy Frank i Ralf oddali kartki i Wunsch zapoznał się z nimi, pomrukując do siebie coś jakby "i nigdy się nie dowiesz" oraz "też nie widzę"...
- cóż...
Yannik zgiął w pół otrzymane przed chwilą kartki papieru, po czym zaplótł ręce za sobą, wypinając przy tym pierś i podnosząc wyżej głowę.
- Jak juz wspomniałem wcześniej "gryzipiórki" ze sztabu całkowicie spartolili robotę. Przekazali mi w korespondencji, że mam wybrać dowódcę plutonu "B" sugerując jednocześnie Feldfebela Ralfa Gofersteina i Franza von Kanarona. Jak zapewne sami panowie wiecie, trafność propozycji przypomina świnkę morską: ani świnka ani morska. Proszę - powiedział oddając im im otrzymane wcześniej arkusze - możecie już iść - powiedział, po czym zwrócił się do swojego ordynansa o to, aby zawołali kogoś innego. Frank wyszedł z namiotu i skierował się w stronę miejsca, gdzie widział technicznych myjących ręce. Jemu też przydałoby się umyć. Idąc spojrzał na kartkę. Była mocno pokreślona. Frank zatrzymał się zaskoczony. Nie widział, aby Wunsch tyle kreślił po jego kartce. I gdy Frank rozpoznał pismo Ralfa, które mówiło "Nie wiem, czy byłbym dobrym dowódca plutonu i w sumie na awansie mi nie zależy, ale nie mnie decydować", Frank zrozumiał, że dowódca oddał mu nie jego kartkę.
16 maja 1985
Praca, której podjął się von Kanaron na pewno byłaby prostsza, gdyby miał dostęp do laboratorium. Niestety, magnetofon z nagraniem szumów był jedynym urządzeniem do rejestracji, którym dysponował. Rano Frank był pewny, że dokonał przełomu. Dwa nagrane szumy brzmiały identycznie... przez pierwszą minutę, po której szumy rozjechały się.
Dla Franka był to jednak przełom. Była jakaś zależność w tym szumie.
Jednak ciągłe pogotowie bojowe i alarmy, które potem odwoływano, nie pomagały w pracy i wciąż wiele jej było przed Frankiem. Nawet nie miał wiele czasu na poznanie się z nowym członkiem załogi, Gefreiterem Hohensteinem.
Popołudniem do Franka zgłosił się Lindemann z nowymi filtrami do radia, "które mają pomóc odgonić te brzęczące pszczoły". Jak stwierdził Lindemann "nie jest ono w 100% skuteczne, ale lepsze to, niż nic". Dla Franka był to kolejny sygnał, że jego praca może okazać się przełomem, a poznanie filtrów i tego, czy pomogą, też było pewną pomocą w jego pracy. Podczas montażu Lindemann wspomniał o ostatnich wiadomościach z frontu:
-Mówią, że gdy Amerykanie odepchnęli Ruskich znów pod Eisenbach, to w lesie na południowy-zachód od miasta znaleziono jakieś ciała... Ponoć ogrodzono teren i nikogo tam nie wpuszczają. Trupy, to normalna rzecz na wojnie, ale tam stało się coś dziwnego... Po co odgradzali by teren i nie wpuszczali nawet kopaczy grobów?
Co jakiś czas w obozie ogłaszano alarm bojowy, ale zwykle po godzinie-dwóch go odwoływano. Dla Franka były to raczej denerwujące chwile, bo odciągały go od pracy na urządzeniem do przepłoszenia pszczółek. Powoli udawało mu się osiągnąć sukcesy. Jeszcze 2-3 dni pracy i był pewny, że będzie miał gotowe urządzenie, rozwijające ten pomysł z "filtrami", które im zamontowano.
W nocy z 16 na 17 maja ogłoszono alarm bojowy. Tym razem odgłos walk dochodził z południa, od strony Walkenburga i nawet gdy odgłos walk ucichł, alarmu nie odwoływano. Wreszcie, tuż przed 2:30 wezwano dowódcę (Oberfeldfebla von Amelunxena, którego przeniesiono z plutonu C) do namiotu dowódcy kompanii, a gdy wrócił nakazał wymarsz w kierunku Walkenburga.
Wracali do walki. Frank nie był zadowolony. Wolałby siedzieć teraz w warsztacie. Pozwalało to na unikanie kontaktu ze złymi wiadomościami, jak te o upadku Berlina Zachodniego, podobnie jak unikanie kontaktu z kulami wroga. Jeżeli Frank by zginął, cała jego praca by poszła na marne, gdyż zapewne nawet techniczni by nie wpadli na pomysł, co dalej Frank chciał robić z tą całą elektronika.
Tuż po 3:00 kolumna minęła Obetz i dotarła pod Walkenburg, gdzie się zatrzymano przy Marderach, stojących tak, aby mogły natychmiast ruszyć.
[post półinformacyjny.
Wystarczy potwierdzić odbiór postu, chyba, że masz jakiś "większy pomysł na post"]
3:18
Czołg Franza wytoczył się spod osłony Walkenburga, kierując się ku wzgórzu 334 jako ostatni w szeregu. W tym czasie artyleria rozpoczęła ostrzał. Mieli teraz do pokonania najgorszy odcinek, ale na szczęście artyleria postawiła zasłonę dymną pod Wittburgiem, gdy oni musieli pokazywać bok pancerza... Początek ataku zapowiadał się prosto.
Frank westchnął. Jechał jako ostatni w kolumnie i to jego czołg musiał zwolnić przed wzgórzem, gdy pozostałe czołgi zaczęły wspinaczkę z impetem (tzn. wszystkie czołgi już ruszyły się 3 pola (4-1 za wjazd na wzgórze), a oni aby utrzymać szyk musieli zwolnić jeszcze zanim zaczęli się wspinać. Z drugiej strony, to pozostałe 3 czołgi były najbardziej narażone na ogień wroga. Gdy i jego Leopard zaczął wspinać się na wzgórze, w radio odezwał się Oberfeldfebel von Amelunxen:
-Uwaga pluton. Zmienić formację: eszelon lewy. Uwaga niezidentyfikowane jednostki w lesie przed nami "600" m godz. 11 !
Leopard Franza robił co mógł, ale utrata prędkości spowodowała, że gdy pozostałe czołgi ruszyły na pełnej mocy, jego został najdalej z tyłu... a w nowym szyku miał być najbardziej z przodu. Szczęsliwie Oberfeldfebel Von Amelunxen zwolnił, tak więc Franz za kilkanaście sekund miał zająć wspomnianą pozycję. Wtedy też nastąpił huk eksplozji i huk dział.
-322, ognia! - odezwał się Rudi.
Ktoś trafił w pobliże lub nawet w czołg 321 lub 322, a czołgi otworzyły ogień w stronę lasu.
-323 obserwuje. 324 na pozycję w szyku!
T20_Pozycja.jpg Długość strzałek proporcjonalna do prędkości pojazdów
W ciągu kilkunastu sekund czołg 324 zajął pozycje w szyku i Frank mógł dostrzec do kogo strzelały czołgi 321 i 322. Niewielki oddział, może drużyna, piechoty, który teraz w panice uciekał przed siebie. Widoczny dla von Kanarona jak na dłoni... (Dystans 550m)
Wtedy też dowódca rozkazał:
-Pluton uwaga - działa samobieżne - "strzelać bez rozkazu". 321 i 322 strzelać do lewego
323 i 324 strzelać do prawego.
Frank bezskutecznie próbował wypatrzeć cel, ale poza piechotą nic nie widział, gdy eksplozje na północnym stoku wzgórza zdradziły, że cel musi znajdować się w miasteczku, którego nie widzą.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum