Uwaga ! Uwaga !
W dniu 29 grudnia 2019 roku zmieniliśmy silnik naszego forum PoilshSeamen.
Ze względu na to że dotychczas używany silnik był przestarzały (pracował od maja 2005 roku), był pełen luk i błędów, podjęliśmy decyzję o zamknięciu tego forum i otwarciu nowego.
Stare (to) forum jest dostępne "tylko do odczytu". Nowe zaś wymaga ponownego zarejestrowania użytkownika.
Adres się nie zmienia. Dalej jest to
- Torpedy poszły płytko, panie komandorze, bo bardzo chciałem, aby uderzyły. Nasłuchałem się wielu opowieści od innych kapitanów. Słyszałem ich żal i gorycz, gdy opowiadali o idealnie wycelowanych torpedach, ale mierzonych pod stępkę. O torpedach, które nie wybuchały, które znikały bez śladu w bezmiarze oceanu. Zbyt wiele ich było. Z tych opowieści wynika, ze jakieś 90%. Nawet jeśli trochę przesadzili, to i tak wyglądało to bardzo źle. A przecież mierzenie „pod stępkę”do widocznego z daleka, często w nocy, mgle lub deszczu wroga, którego zanurzenie możemy tylko w przybliżeniu oszacować, to już z założenia jest loteria. Nawet, gdyby torpeda trzymała zadaną głębokość, skąd wiem, że nie puściłem jej dwa metry pod dnem? Skąd wiem, że ten magnetyczny „cud techniki” ją wtedy odpali?! Otóż nie wiem!!! A sądząc po relacjach kapitanów, spodziewam się raczej, że nie odpali. Dlatego puszczałem torpedy płytko. Chciałem dorwać żółtych. A nie eksperymentować. Za dużo serca w to włożyliśmy, aby wracać z niczym. Owszem, ma pan rację, że im płycej nastąpi uderzenie, tym szkody mniejsze. Uważam jednak, że lepiej wyrządzić wrogowi szkody mniejsze, niż żadne. A jak widać, gdy się pośle jedną, czy dwie celne torpedy więcej, to nie ma zmiłuj i wróg schodzi na 10 000 stóp.
Hardy zamilkł i uspokoił oddech. Zreflektował się, że chyba za bardzo dał się ponieść emocjom. Przeszedł do odpowiedzi na drugą część pytania dowódcy:
- Drugi atak wyglądał podobnie. Również była noc, więc prawdopodobieństwo zauważenia śladu torpedy było znikome. Wszystkie trzy torpedy do pięciotysięcznika puściłem na głębokości 4 stóp. Odchylenia: 0,5º lewo – zero – 0,5º prawo. I jak pan wie, panie komandorze, dwie trafiły. I zrobiły swoje.
Komandor naniósł kilka notatek i powiedział:
-Rozumiem, choć nie wszyscy pochwalą takie działanie. Jakby jeden z naszych przełożonych dowiedział się o tym, mógłby mieć pan pewne nieprzyjemności. Ale w takim razie, skoro nie eksperymentowaliście, to jak wyjaśnicie brak efektu? Wy jesteście ze mną szczerzy, ale nie wiem, czy chłopaki z drugiej mają tyle samo jaj. Mamy zbyt wiele raportów o "dziwnie nie tonących frachtowcach"... I chyba właśnie odpowiedzieliście na pytanie o nie... Ilu kapitanów boi się, że torpeda zawiedzie, wiec ślą ją płytko, po czym w raportach podają, że szła głębiej, aby uniknąć wylądowania na dywaniku za marnowanie wielu tysięcy dolarów... Powiem wam to prywatnie... i nieoficjalnie... Mam kilka raportów, które świadczą, że problemem nie jest zapalnik, a sama torpeda. Przy złej konserwacji ster potrafi się zaciąć, a torpedy płynąć w innych kierunkach, do czasu odcięcia steru. A to wystarczy, aby potem przejść za rufą lub przed dziobem frachtowca.
Tu komandor zapytał Rozinskiego:
-Pan wykrył jakieś nieprawidłowości przy konserwacji?
-Żadnych, sir - odpowiedział Rozinski - Przeglądałem te torpedy kilka razy, zwłaszcza po nieudanym ataku, i nic nie wykryłem.
-Dobrze, to na razie wszystko. Możecie wracać na urlop - powiedział komandor spoglądając na notatki - Mam nadzieję, że do następnego waszego patrolu znajdziemy przyczynę...
-Dobrze
Pewnie taka wiedza dla Ciebie nie jest nowością, ale wysyłam Ci na offtopicu informacje jakie wygrzebałem na wikipedii o Mk XIV-tkach, zapalnikach i walce z usterkami. Nie, żeby oświecić Ciebie , ale raczej po to, żebyś wiedział jakiego mniej więcej rozwoju sytuacji w tym zakresie spodziewam się ja, jako animator Jamesa Hardy’ego.
Jeśli moja wiedza jest „prawidłowa inaczej” – proszę o korepetycje.
Rozinski i Hardy zeszli z pokładu USS Griffin i odmówiwszy podwiezienia służbowym samochodem skierowali się pieszo w stronę hotelu Royal. Kiedy tylko mogli, stanowczo i konsekwentnie wybierali poruszanie się piechotą. Chcieli na zapas nacieszyć się swobodą dalekiego chodzenia.
Hardy nie czuł się dobrze. Cała ta sytuacja, jaka powstała przez jego niedopatrzenie, zaczynała go męczyć. Posługiwanie się niedopowiedzeniami, półprawdami i ćwierćprawdami, krótko mówiąc – kręcenie – stanowczo nie leżało w jego naturze. Miał wyrzuty sumienia, że stosuje takie metody wobec swojego dowódcy, który jak się wydawało, obdarzał go zaufaniem. Pocieszał się, że przecież na każde wprost zadane pytanie komandora odpowiedział szczerą prawdą, a pytanie o zapalniki magnetyczne jak na razie nie padło. Poza tym był przekonany, że właśnie najlepiej dla wszystkich byłoby, aby sprawa z magnetykami na jaw nie wyszła.
Przypominając sobie zakończoną przed chwilą rozmowę, spojrzał nagle na idącego obok oficera uzbrojenia i odezwał się:
- Poruczniku Rozinski. Ja szanuję pańską uczciwość i prawdomówność. I jeżeli pan nie umie inaczej, wezmę to na klatę. – tu lekko się uśmiechnął – Ale dobrze byłoby, żeby pan pamiętał, że lekko konspirujemy. Może pan spróbuje nie dawać się zaskoczyć niespodziewanym i podchwytliwym pytaniom komandora. No bo przecież jeśli ja zeznałem, że „w tym rejsie całkowicie przejąłem obowiązki trzeciego oficera w zakresie przepisowych przeglądów i konserwacji torped” oraz że „wydałem polecenie, aby oficer uzbrojenia w tym rejsie pozwolił mi przeprowadzać te czynności bez jego udziału i całkowicie sam dokonywałem przeglądów i konserwacji”, to pańskie wyznanie, że pan „przeglądał te torpedy kilka razy, zwłaszcza po nieudanym ataku, i nic pan nie wykrył”, brzmi raczej zaskakująco... Nie sądzi pan?
_________________ Kilo wody pod stopą !
Ostatnio zmieniony przez PL_Qbik 2 Lipiec 2019, 20:03, w całości zmieniany 1 raz
Rozinski odpowiedział:
-Sir, po takiej sytuacji jak ta z nieprawidłowościami torped, gdybym potwierdził tą wersję, że ja ignorowałem sprawy torped i moje wpisy w księdze konserwacji były robione bez mojej wiedzy, świadczyłoby, że nie nadaję się na to stanowisko, że jestem niekompetentny - rozejrzał się - Sir. Ustaliliśmy, że to nasza wspólna decyzja, że jakby ktoś z nas sprzeciwił się, pan nie podjąłby tej decyzji. Stoimy za panem murem i w razie kłopotów też przyznajemy się. W końcu jedziemy na jednym wózku, sir. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.
James aż zatrzymał się z wrażenia. Takiego obrotu sprawy w ogóle się nie spodziewał. Gdy był już w stanie z siebie cokolwiek wykrztusić, spojrzał wprost na Rozinskiego i zapytał:
- Poruczniku, czy tą deklarację o wspólnym przyznawaniu się, składa pan w swoim imieniu, czy również w imieniu poruczników Eberta i Gray’a? Rozmawialiście o tym?
Cóż, sir - odpowiedział Rozinski - Ja mogę dać słowo tylko za siebie, ale po pańskiej deklaracji rozmawialiśmy o tym, gdy był pan na kolacji z wszystkimi szychami i zgadzaliśmy się, że nie zostawimy pana samego z tym, bo wszyscy do tego doprowadziliśmy. I że też nikt z nas nie pomyślał, że jakieś torpedy dowieziemy do bazy... Potem jeszcze ta przepustka Boba... Jakby wszystko złożyło się przeciw nam. Ale chyba udało się, prawda sir?
Sprawdziłem teraz... No na to nie wpadłem, że ten Royal tak daleko od portu.
Ale żeż z Ciebie demon dokumentala! Nie, ale to mi się podoba! Nie ma lekko i po łebkach! Fajnie.
Do tej pory chodzili pomiędzy nabrzeżem Hoe, biurem na USS Griffin i biurem dowództwa bazy. To raczej jest blisko? No i z rozpędu wysłałem ich pieszo do hotelu. Nie zastanawiałem się, że może być taki kawał. A jest. W linii prostej 14.4 km, a w krzywej (bo na szagę przez wodę nie pójdą) to te 20 będzie spoko.
No ale przecież mają urlop. Może po takim czterogodzinnym spacerze zaspokoją swój głód chodzenia...
Hardy podjął marsz. Idąc, przez chwilę zastanawiał się nad tym co usłyszał. W końcu odezwał się:
- Poruczniku, ja nie wymagam od pana przyrzeczeń. Jest pan człowiekiem honoru i to co pan mówi wystarcza mi. Najwyraźniej cała wasza trójka myśli tak samo. Wpadnijcie dziś wieczorem do mojego hotelowego pokoju. Muszę to potwierdzić z wami wszystkimi. Jeśli takie jest wasze zdanie, to jestem pełen szacunku i naprawdę jestem dumny, że z wami służę. Jeżeli tak stawiacie sprawę, nie będę musiał więcej kręcić, żeby was osłaniać. I może wtedy będę dla dowódców bardziej przekonujący... Bo przyzna pan, że ta historia z samodzielnym konserwowaniem torped przez kapitana, była trochę grubymi nićmi szyta... Wymyśliłem ją, żeby w tym przypadku ochronić pana...
Hardy pokręcił z niedowierzaniem głową, że komandor Longstaff to łyknął. Musi być bardzo zajęty, albo bardzo przyjaźnie nastawiony.
- A co do tego czy się udało? Nie byłbym taki pewny. Na razie idzie dobrze, ale dopóki nasze torpedy nie wrócą na pokład, dopóty wpadka jeszcze wisi w powietrzu. Ale niech pan się nie martwi, poruczniku, weźmiemy na klatę co nam LOS przyniesie. Cóż to jest wobec bomb głębinowych!
I ruszyli dalej wzdłuż drogi prowadzącej do Honolulu, szczęśliwi, że sytuacja wydawała się prowadzić na prostą drogę...
Dowództwo uznało oba zatopienia frachtowców i oceniło patrol jako bardzo udany. Po wojnie komisja JANAC okroiła jednak osiągnięcia Hoe. Nie udało się potwierdzić żadnego zatopienia na minach, natomiast frachtowce zidentyfikowano jako Azuchisan Maru 6900 BRT
oraz Akashi Maru 3200 BRT, co i tak czyniło pierwszy patrol Hoe bardzo udanym... Nie był to jednak jeszcze koniec tej historii
Ciąg dalszy nastąpi
<napisy końcowe>
Wystąpili:
Kapitan Hardy - Qbik
Kapitan Blood - Jacek
Prezydent Roosevelt - Franklin Delano Roosevelt
Komandor Longstaff, porucznik marynarki (W)Ebert, porucznik marynarki Richard R.Rozinski, kapitan Morton i inni -Finek
Scenariusz i reżyseria - Finek
Dwa dni później, magazyn torped na Pearl.
-To te torpedy, sir - powiedział marynarz, odsłaniając torpedę z napisem "Od Hoe – za Pearl"
Sullivan spojrzał na torpedę i powiedział:
-Dawajcie ją.
Marynarz podstawił wózek i przy pomocy dźwigu zaczęli przenosić torpedę...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum